środa, 30 grudnia 2015

OD Livii C.D. Rastan'a

Rastan zmarszczył brwi i przyglądał mi się chwilę.
-Czy jak się zgodzę przestaniesz to robić? - powiedział sarkastycznie.
-Tak - odparłam ze słodkim uśmiechem na pysku.
-W takim razie się zgadzam.
Wyprostowałam się i wyszczerzyłam zęby. Yes! Znowu przeszłam obok basiora i, machając ogonem raz czy dwa, ruszyłam tunelem. Zaraz jednak zwolniłam tempa, bo ciemność była nieprzenikniona. Nie widziałam nawet własnych łap.
-Rastan? - rzuciłam w przestrzeń, chcąc się upewnić, że za mną idzie.
-Co? - usłyszałam za sobą, co pozwoliło mi się całkiem zrelaksować.
Nie bałam się, bardziej ekscytowałam tym, co możemy odkryć na końcu dziwnego tunelu. Był dziwny zdecydowanie, no bo w końcu, z tego co wiem, ludzie nie miewają w swoich piwnicach kamiennych korytarzy prowadzących donikąd. I to w dodatku używanych przez wilki! To tajemnicze przejście intrygowało mnie coraz bardziej, w miarę jak przemierzaliśmy coraz większą odległość, a końca nie było widać. Podłoga cały czas biegła równo, nie wznosząc się ani nie obniżając. Już chciałam zrezygnowany powiedzieć Rastanowi, że to nie ma sensu, kiedy nagle betonowe podłoże zastąpiła goła skała. Zaskoczona wydałam cichy okrzyk. Popatrzyłam za siebie, ale nie dostrzegłam mojego towarzysza we wszechobecnej ciemności.
-Chodźmy szybciej - szepnęłam, bo jakoś nagle bałam się mówić głośniej.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł - przemówił głos rozsądku w postaci Rastana za moimi plecami - Nic nie widać.
-Nie pękaj - rzuciłam i przeszłam do ostrożnego truchtu.
Przyspieszyłam jeszcze trochę, kiedy wreszcie dostrzegłam światełko. Jak się okazało po zrobieniu kilku susów, dochodziło ono dosłownie z dziury w ścianie. Kiedy podeszłam bliżej, zorientowałam się, że to księżyc. Wow, ten tunel był naprawdę długi... Korzystając z faktu, że blask oświetlał niewielką jaskinię, w której się znaleźliśmy, rozejrzałam się dookoła. Ściany były niemal gładkie, jakby wygładzone przez wodę... albo magię. Wody tu nie było, komora wydawała się być całkiem sucha.
-To miejsce wygląda, jakby zostało stworzone przez Wilki Ziemi - powiedziałam, zwracając się do Rastana.
Basior spojrzał w skupieniu na niedużą jaskinię, po czym przytaknął.
-Mogło tak być. Ale po co?
-Przekonajmy się - odparłam, kierując się w stronę dziury i wielkiej tarczy księżyca. Niedawno była pełnia. Wystawiłam głowę przez otwór, jednak dalej nie mogłam się przecisnąć. Wyjście wyglądało, jakby zostało częściowo przysypane. Wypuściłam powietrze przez zęby, wycofując się z otworu.
-Mogę? - kły basiora błysnęły, odbijając blask księżyca.
Machnęłam łapą w kierunku dziury. Wilk stanął przed wąskim otworem, który po chwili był na tyle duży, że można nim było bez przeszkód wyjść na zewnątrz. Nadeszła chwila prawdy - tajemniczy tunel prowadził do... zbocza góry. Staliśmy niemal na szczycie, patrząc na niesamowity widok, jaki przedstawiały rozległe tereny watahy nocą. Mój wzrok zatrzymał się na upiornie wyglądającym w blasku księżyca Zamku Similiona. Kilka minut żadne z nas się nie odzywało, a ja poświęciłam ten czas na rozmyślanie, do czego mógł służyć ten korytarz.
-Może wilki używały go jako skrótu lub swojego rodzaju drogi ewakuacyjnej z miasteczka..? - nie zauważyłam, że wypowiedziałam na głos swoje myśli, dopóki Rastan mi  nie odpowiedział:
-...

Rastan? 
Tak jakoś dostałam weny ^^

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Rastan`a- CD. Livii

Co prawda, pomysł był niezły. Nawet w znalezieniu świeczki nie byłoby żadnego problemu, bardziej z jej zapaleniem. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić naszych łap trzymających zapałki czy zapalniczkę. Jeśli któreś z nich znajdziemy.
Szczerze mówiąc, niezbyt chciało mi się wracać. Na samą myśl o kurzu i wilgoci, który znajdował się na powierzchni aż sierść stawała dęba. Łapy miałem nadal mokre od deszczu i ubrudzone od błota, które zrobiło się z powodu ulewy. Jednak nic nie wskazywało na zmianę zdania Livii.
Przydałby się w tej chwili wilk żywiołu ognia. Co prawda zarozumiały i dumny, lecz przynajmniej mógłby oświetlić nam drogę. Pewnie by miał przy tym problem. Znałem jednego wilka ognia. Nazywał się Dorme i niezbyt za nim przepadałem.
-A może zaryzykować i iść dalej?- zastanawiałem się głośno.
Livia popatrzyła na mnie jakby lekko zdziwiona.
-Nie wierzę. Ty i ryzyko?- na jej pysku malowało się rozbawienie, które starała się ukryć.
Posłałem jej stanowcze, świdrujące spojrzenie. Odchrząknęła, odwracając głowę. Nie dużo widziałem, więc nie widziałem dokładnie co zrobiła. Te ciemności nawet mnie, wilka żywiołu ziemi, przytłaczały.
-Skoro chcesz zaryzykować...- usłyszałem obok siebie głos mojej towarzyszki.
-Może chodźmy na tą górę, znaleźć coś co pozwoli nam oświetlić drogę- burknąłem i cofnąłem się parę kroków.
-Ej... już się wycofujesz?- spojrzała na mnie lekko oburzona- No przepraszam, już nie będę się wyśmiewała- podbiegła do mnie, zastawiając mi drogę.
Spojrzałem na nią i uniosłem jedną brew. Tak jakby wszystkie złośliwości uciekły z jej duszy i zostało tylko błagalne spojrzenie by iść dalej, ryzykując.
-Nigdy nie ustępuję i trzymam na swoim- pomimo tego, zamierzałem poszukać czegoś do oświetlenia, jednak w pewnym momencie zostałem zatrzymany, pociągnięciem z sierść w okolicach szyi. Skierowałem oczy na pysk Livii.
-Ale temu spojrzeniu się nie oprzesz- położyła się na ziemi, głowę oparła o przednie, wysunięte łapy i zamrugała.
Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy, patrząc na waderę.

Livia?

sobota, 26 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Wiem, że spóźnione, ale niestety sprzęt znajdujący się tam gdzie przebywałam na Boże Narodzenie postanowił mnie jeszcze bardziej nienawidzić niż mój własny. A więc... życzę Wam jak najmilej spędzonej Gwiazdki, dużo prezentów, szczęścia, radości, pomyślności, zdrowia(i tego co się zazwyczaj życzy x3), dużo weny na opowiadania i abyście spełnili wszystkie swoje marzenia. A blogu życzę jak najdłuższego trwania :3 Wesołych Świąt!

Nie mogłam znaleźć odpowiedniego obrazka na święta, który chociaż trochę nawiązywał by z tematem naszego bloga to macie lisa, który dla mnie od teraz jest mini wilkiem w czapeczce ^^.

środa, 23 grudnia 2015

Od Livii C.D. Rastan'a

Wstałam, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. W przeciwieństwie do górnych pięter kamienicy, piwnica była o dziwo w miarę sucha. Brudna, zakurzona i ciemna, ale sucha. Zadrżałam, bo mimo wszystko również zimna. Chłód bijący od kamiennej podłogi sprawiał, że po grzbiecie przebiegały mi lekkie ciarki. Przynajmniej się nie załamie - pomyślałam z przekąsem, dla świętej pewności "tupiąc" o nią łapą. Zadowolona, iż nie wylądowałam jeszcze niżej, przypomniałam sobie o pytaniu Rastana.
-Nic mi nie jest - stwierdziłam.
Podskoczyłam, słysząc nagły huk tuż obok siebie, przy okazji obijając sobie boleśnie łeb o nisko zawieszony sufit. Z niedowierzaniem popatrzyłam na długą deskę, fragment podłogi, który opierał się o brzeg dziury przy wilku. Basior jak gdyby nigdy nic zszedł po niej na "mój" poziom.
-To dobrze - powiedział jakoś tak bez większych emocji.
Zaczął przyglądać się ścianom, w większości tonącym w półmroku. Po chwili dosłownego zawieszenia, kiedy to kontemplowałam sens jego zachowania, bez zbędnych słów zaczęłam wdrapywać się po tej felernej desce. Mniej więcej w połowie mojej drogi ku wolności Rastan  wreszcie raczył zwrócić na mnie uwagę.
-Gdzie idziesz? - zawołał.
Obróciłam łeb w jego kierunku.
-Mam zamiar wrócić do watahy - odpowiedziałam z lekką kpiną. To chyba było oczywiste.
Basior, zamiast podążyć za mną, nadal stał w tym samym miejscu z utkwionym we mnie spojrzeniem. Uniosłam brew.
-Nie chciałabyś sprawdzić dokąd prowadzi ten tunel? - uniósł lekko kąciki pyska.
-Jakim tunelu?
-Tym - wilk wykonał szybki ruch łbem w stronę ściany po prawej, jednak z mojego punktu widzenia mogłam dostrzec jedynie ciemność. Wrodzona ciekawość wygrała, z cichym westchnieniem zeszłam z powrotem na dół, po czym stanęłam obok Rastana. Rzeczywiście, w półmroku naprzeciwko dało się wyróżnić jeszcze czarniejszy prostokąt. Jak to brzmi. Spojrzałam na basiora, który zdawał się obserwować moją reakcję, a teraz tylko machnął łbem w kierunku otworu. Dosyć niepewnie ruszyłam w ciemność, ale zatrzymałam się już po paru krokach. Wciągnęłam głęboko powietrze, a do moich nozdrzy dotarł zapach kurzu i... otworzyłam szeroko oczy.
-Obcy - rzuciłam w przestrzeń.
Rastan również zaniepokojony zaczął wąchać otoczenia, po chwili jednak ledwo słyszalnie odetchnął. Prawdopodobnie gdybym w tamtej chwili nie nasłuchiwała, w ogóle bym tego nie zarejestrowała.
-To stary trop - powiedział spokojnie - Ledwo wyczuwalny.
Po kilku sekundach namysłu oraz upewnieniu się w praktyce, przyznałam mu rację. A już nawet zaczynałam się ekscytować możliwością zwerbowania kogoś do watahy.
-Widocznie tunel już wcześniej był używany przez wilki - dodałam - I to widocznie nie raz, skoro zapach jeszcze się utrzymuje, chociaż faktycznie jest słaby. Mimo to nie ma żadnych śladów.
Kamienną podłogę korytarza pokrywała gruba warstwa kurzu, zmącona tylko przez odciski łap, które sami na niej zostawiliśmy. Basior skinął łbem.
-Nie mamy jak dalej iść - dopowiedział - Nic nie widać, musielibyśmy znaleźć coś, co świeci.
Zawiesiłam wzrok na czarnej pustce przed nami.
-Jesteśmy w ludzkim miasteczku. Opuszczonym, ale wciąż ludzkim. Na pewno coś znajdziemy - powiedziałam z przekonaniem.


Rastan?

wtorek, 22 grudnia 2015

Od Rastan`a- CD. Livii

Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem, cicho prychając pod nosem i kręcąc oczami. Gdyby tylko mogła siebie zobaczyć. Odepchnęło by ją od lustra. Czarne pióra, które miała przyczepione do karku opadły bezwładnie zmoczone, a dotychczas puszysty ogon wyglądał jak gałęzie drzewa.
Otrzepałem się z zalegających kropel deszczu. Energicznym ruchem głowy zgarnąłem też grzywkę, wchodzącą mi w oczy na bok. Ruszyłem za waderą, która powolnym krokiem wgłębiała się w wnętrze domu.
Było tu dosyć ciemno. Głównie przez to, że żaden promień słoneczny nie dochodził do środka. Ściany obdarte z tapet, gdzieniegdzie zabarwione na czarno z powodu wilgoci, podłoga cała mokra od wody, która ściekała z dziurawego dachu. Skrzypiące deski uginały się pod każdym naszym krokiem, jakby ostrzegając, że jeszcze chwila i się złamią pod naszym ciężarem. Rozwalone meble, co prawda nie było ich dużo, lecz dostrzegłem kilka krzeseł, mały stolik, fotel z porozrywanym futerałem i szafki powieszone na ścianach. Czuć było smród wilgoci, który drapał w nos a co dopiero w gardło. Wokół było pełno kurzu.
Zmrużyłem oczy. Po przodkach odziedziczyłem zdolność silniejszego widzenia w ciemnościach, lecz tu i tak miałem rozmyte niektóre rzeczy. Może z powodu deszczu, który bezlitośnie był w oczy.
-Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy lub tam gdzie nie jesteś pewien- odparłem po chwili, słysząc jak echo roznosi się po mieszkaniu.
-Ja tam jestem ciekawa- po chwili odpowiedział mi głos mojej towarzyszki.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- burknąłem pod nosem.
-A ty zawsze taki przezorny?- wadera jakby znikąd pojawiła mi się przed pyskiem, wpatrując się swoimi ogromnymi oczami prosto w moje.
Odwróciłem głowę w stronę wyjścia, spuszczając ją trochę w dół.
-Nauczono mnie, żeby nie pchać się gdzieś bez powodu- odparłem obojętnie, mijając Livię.
-Ale teraz mamy powód- śmiałym krokiem dogoniła mnie i po chwili wyprzedziła.
Spojrzałem na nią pytająco, z kwaśną miną, zatrzymując się na chwilę. Gdy tylko miałem zrobić krok w przód usłyszałem wielki huk i masę kurzu, unoszącą się do góry. Straciłem Livię z oczu i z poważną miną, ruszyłem w chmurę pyłu. Przez chwilę nic nie było widać, dopiero po chwili zobaczyłem przed sobą ogromną dziurę, w której leżała wadera.
Odkaszlnąłem i zadławionym głosem krzyknąłem by się upewnić czy nic się jej nie stało.
-Wszystko w porządku?
Livia również kaszlnęła parę razy, rozglądając się dookoła i wyciągając przednie łapy przed siebie. Dopiero po jakimś czasie spojrzała w górę i się odezwała.
-Pod spodem jest piwnica i chyba... chyba podłoga nie wytrzymała- jęknęła.
-A mówiłem- pokręciłem głową, obliczając ile metrów jest ode mnie do dołu- Musimy cię stąd wyciągnąć... Nic sobie nie zrobiłaś?- zapytałem, sprawdzając łapą resztę belek dookoła, czy oby na pewno są stabilne.

Livia?
Sorki, że tak długo.

piątek, 4 grudnia 2015

Od Livii C.D. Rastan'a

Jeszcze chwilę wbijałam wzrok w grzbiet oddalającego się powoli basiora, jednak do dalszego poruszania się przekonały mnie krople skapujące z mojego futra. Przyspieszyłam i dogoniłam Rastana w kilku susach, po czym przeszłam w miarowy trucht. Mimo, że czułam chłodny wiatr pod sierścią, dobiegający zewsząd równostajny szum deszczu mnie odprężał. Nawet to, iż byłam mokra nie wydawało się już takie ważne.
-Jest - usłyszałam głos wilka i również zobaczyłam pierwsze budynki na obrzeżach Opuszczonego Miasta. Nie zatrzymywałam się, tylko biegłam dalej po, już znajomym, terenie. Przebiegłam przez mały mostek z rzeźbioną kamienną poręczą. Poczułam pod łapami mokrą kostkę brukową, nadgryzioną przez nieubłagany czas, ale wciąż w dobrym stanie. W miarę, jak zagłębiałam się w miasto, ulice robiły się coraz węższe, a budynki bardziej ściśnięte. Z pochyłych dachów skapywały non stop krople deszczu, wydając głuche odgłosy. Wystawiłam język i połknęłam jedną z nich. Miała miedziany posmak. Rastan przypatrywał mi się z dziwnym wyrazem pyska, więc czym prędzej ruszyłam dalej, podnosząc dumnie ogon. W pewnym momencie labirynt uliczek się skończył, doprowadzając nas na niewielki ryneczek w centrum miasteczka. Odchodziły z niego cztery ulice, jedna przy każdym z boków placu, wciskające się między stare kamienice. Podeszłam do jednej z nich i weszłam po kilku schodkach. Stanęłam przed frontowymi drzwiami budynku, mimo wpływu czasu wyglądającymi solidnie. Cofnęłam się parę kroków, po czym skoczyłam. Drzwi okazały się być jednak mniej solidne, niż wyglądały, dlatego z hukiem wleciałam do środka. Metalowa klamka zostawiła wgłębienie w miejscu, w którym uderzyła w ścianę. Na szczęście nie potłukłam się za bardzo, wylądowałam na lekko nadgniłym dywanie, teraz w dodatku mokrym. Już i tak nie może być z nim gorzej - pomyślałam, patrząc na sfatygowaną wykładzinę i otrzepałam się z deszczu. Omiotłam spojrzeniem wnętrze budynku. Zadowolona z wyników obserwacji, stanęłam w progu, wypatrując Rastana. Przyglądał się kamienicom po przeciwnej stronie placu. Zawołałam go.
-Wie... - zaczęłam, kiedy wszedł do środka, ale w dokończeniu zdania przerwał mi napad niekontrolowanego śmiechu, po spoglądnięciu na wilka. Mokra grzywka basiora opadła i przykleiła się do jego pyska. Woda cienką, aczkolwiek ciągłą strużką leciała na dywan, tworząc ciemną plamę. Widok Rastana wyglądającego jak zmokła kura wart był tego spaceru w deszczu, a nawet przemoknięcia do suchej sierści.
-Nie wyglądasz lepiej - prychnął, jednak głupawka mnie nie opuszczała. No bo.. no.... no..
-Ja zawsze wyglądam lepiej - rzuciłam, starając się już na niego nie patrzeć, żeby znowu nie wybuchnąć śmiechem. Ruszyłam wgłąb domu.


Rastan?

wtorek, 10 listopada 2015

Od Cloud`a, Livii i Sode No Shirayuki- CD3

(Od Cloud`a)
Wyprostowałem się, czując jak moje mięśnie wszystkie się spinają na lodowate słowa Sode. Obok mnie stała Livia, która tylko cicho prychnęła pod nosem i odwróciła głowę, jakby nie chciała więcej patrzeć na waderę, która nie zwróciła na nią wielkiej uwagi.
Wiedziałem, że niektórzy nie są tak chętni na znajomości, ale czułem, że Sode nie jest taka oschła na jaką wygląda. Nie chciałem zgadywać czy tylko udaje czy bardzo mocno ukrywa, ale lepiej nie zaczynać tematu i, że silnie mnie kusiło by ciągnąć temat w nieskończoność, nie powinienem tak robić z samego względu na stanowisko. Czasem mam ochotę olać to stanowisko albo oddać komuś bardziej odpowiedniemu. Nie raz zastanawiam się czemu oni mnie wybrali...
-Obrażona, lodowa księżniczka, która nawet z powiedzeniem imienia ma problem- wydało mi się, że Livia mówi coś pod nosem, choć jako wilk psychiki, ze swoimi słowami mogła robić różnorodne rzeczy.
***
(Od Livii)

-Obrażona, lodowa księżniczka, która nawet z powiedzeniem imienia ma problem- wymamrotałam, mając nadzieję, że wystarczająco cicho, aby reszta mnie nie usłyszała. Nie chciałam powodować kłótni. Przy Shirayuki nie mogłam się jednak powstrzymać, od początku między nami wytworzyło się dziwne napięcie, zalegające w powietrzu i tworzące nastałą ciszę nieprzyjemną. Przez chwilę nikt nic nie mówił, aż odezwaliśmy się z Cloud'em w tym samym momencie.
-Więc... - popatrzyliśmy po sobie, a na mój pysk wypłynął nieznaczny uśmiech. Atmosfera jakby od razu się rozluźniła.
-Mów - powiedział. Skinęłam łbem.
-Więc, ja urodziłam się... daleko stąd. Moja matka zmarła przy porodzie, a ojciec niedługo potem. Nie mogłam tam zostać, dlatego przywędrowałam tutaj - jeszcze nigdy w życiu nie powiedziałam tyle o sobie nikomu, a już na pewno nie dwóm dopiero co poznanym wilkom. Skoro jednak mają oni być od teraz moją "rodziną"... - To o mnie pokrótce. Teraz ty mów - dodałam, zwracając się do skrzydlatego. Niespodziewanie jednak wtrąciła się Sode...

***
(Od Sode No Shirayuki)
-  Niby jaki jest sens w opowiadaniu o swojej przeszłości? - wtrąciłam się szorstko. Livia i Cloud spojrzeli na mnie.
- Jak to: jaki? - oburzyła się wadera. Odwróciłam od nich wzrok.
- Dla mnie przeszłość już nie istnieje. Nie chcę o niej pamiętać, nie chcę nawet jej znać. Chcę tylko... - zacięłam się. Sama nie wiedziałam czego chcę. Ale na pewno nie zamierzam już więcej wracać do czegoś co wydarzyło się wieki temu. Cloud wyraźnie nie wiedział co powiedzieć, ale ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam głos Livii.
- Więc chcesz powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu?
- Dla mnie? Owszem. Mam dość wszystkiego, dość życia. Powinnam była umrzeć tamtego dnia, razem z nimi! Gdybym nie istniała nie musiałabym teraz tak cierpieć! Wszystko byłoby o wiele prostsze! Zawsze będę samotna, nikt mnie nigdy nie zrozumie. To nie ma sensu! Już dość! - po raz pierwszy od bardzo dawna, straciłam nad sobą panowanie. Powietrze się ochłodziło i z nieba zaczął sypać śnieg, ale mimo to dalej uwalniałam wszystkie uczucia, które skrywałam w sobie od wielu lat - Już dość się nacierpiałam, zaczęłam żyć w samotności, żeby już nigdy tego nie doświadczyć... nie chcę przeżywać tego ponownie... - dawno nie płakałam, zapomniałam już nawet jakie to uczucie. Ale teraz poczułam, jak policzku spływa mi pierwsza łza, od śmierci moich rodziców...

CDN

Nowa wadera- Black Raven

Serdecznie witamy Black Raven w naszym gronie :3
 
by TheShadowedGrim
Imię: Black Raven
Płeć: wadera
Wiek: 3,5 lat
Stanowisko: Poza stanowiskami
Właściciel: izusia321

Od Cloud`a, Livii i Sode No Shirayuki- CD2

(Od Cloud`a)
Na moim pysku znów zawitał uśmiech, gdy tylko usłyszałem imię śnieżnobiałej wadery. Livia natomiast odwróciła się tyłem, udając że nie usłyszała nic. Druga natomiast spuściła głowę podchodząc bliżej. Pf! Wadery... ich się nie da zrozumieć. Również odwróciłem się i ruszyłem w stronę miejsca gdzie pasło się zawsze dużo przyzwoitych saren. Nie byłem na tyle głodny by zależało mi na upolowaniu czegoś konkretnego, lecz zabalować zawsze mogłem. Wodospad Tierry wydawał się idealnym miejscem na to. A dzieliło nas od niego zaledwie kilka porządnych kroków.
-Jak skrzydło?- usłyszałem za sobą.
Czyżby Sode sama z siebie wydała chociażby jedno słowo?
-Jest ok, dzięki- odwróciłem na chwile wzrok ku niej- Szczerze nie spodziewałem się kogoś w Górach West`a.
-Zwykły przypadek i tyle- tym razem wtrąciła się do rozmowy Livia.
-Nasze spotkanie to także przypadek?- zadała pytanie retoryczne druga wadera, rzucając obojętne spojrzenie.
-Tak, byłaś potrzebna tylko do pomocy- odgryzła się.
-Hej, panny! Stop, już dosyć- zatrzymałem się, patrząc na obydwie.
Mierzyły się wzrokiem tak obojętnym jak dwie siostry podczas wielkiej wojny. Znów wyczułem napięcie między nimi teraz już bardziej wyraźne i wyczuwalne. Nie wiem co między nimi zaszło, ale raczej coś musiało stać na rzeczy.
Chciałem jeszcze coś dodać, lecz w tym samym momencie zobaczyłem dorodnego kozła niedaleko.
-Tam... biorę go na siebie- wyszczerzyłem swoje zęby w uśmiechu i przystąpiłem do polowania, zostawiając lekko zdezorientowane wadery same.
***
(Od Livii)
Patrzyłam zdezorientowana na oddalającego się Cloud'a. Jeleń, na którego miał chrapkę był niedaleko, także szybko znalazł się w zasięgu jego skoku. Z zaciekawieniem przyglądałam się jego działaniom, umyślnie się nie odzywając. Nie miałam ochoty na nawiązywanie rozmowy. Zresztą i tak pewnie nie znalazłybyśmy z Sode No Shirayuki wspólnych tematów. Kiedy zobaczyłam, że basior napiął mięśnie, szybko podkradłam się do kępy zarośli kawałek dalej. Nie było możliwości, żeby uciekając, zwierzę nie przebiegło obok - po prostu nie pozwalało na to ukształtowanie terenu, co niezwykle sprzyjało łowom. Usłyszałam szelest i mimowolnie drgnęłam przestraszona, słysząc oddech wadery obok. Nie mogłam się powstrzymać przed posłaniem jej poirytowanego spojrzenia.
-Weź nie strasz - szepnęłam, po czym odwróciłam łeb z powrotem w stronę alfy oraz zwierzyny. W samą porę żeby zobaczyć, że zgodnie z moimi przewidywaniami rogacz ucieka w naszym kierunku. Przyjęłam pozycję i skoczyłam równocześnie z Sode, a siła, z jaką wpadłyśmy na zdobycz powaliła samca na bok. Jako że druga wilczyca znajdowała się bliżej gardła, szybko przegryzła tchawicę. Zeszłam z jelenia, stając naprzeciw towarzyszki, po chwili dobiegł do nas Cloud.
-Prawie go miałem - rzucił z lekkim wyrzutem, ale uśmiechnął się przyjaźnie.
Przeciągnęliśmy kozła kawałek dalej, po czym zabraliśmy się do jedzenia. Najwyraźniej żadne z nas nie było za specjalnie głodne, bo wkrótce napchani patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie lubię ciszy, dlatego postanowiłam ją przerwać.
-Więc... - zaczęłam - Skąd jesteście?
Trzeba wybadać towarzystwo. Ciekawe, czy będą skorzy do zwierzeń...
***
(Od Sode No Shirayuki)
Nie zamierzałam odpowiadać na to pytanie. Po co, skoro i tak nawet nie byłam pewna czy tu zostanę? Lubiłam te wolność związaną z byciem niezależną, samotną wilczycą. Na szczęście nawet nie musiałam zaczynać rozmowy, ponieważ Cloud zrobił to za mnie. Zaczął opowieść o tym jak została mu powierzona Kraina Paraiso, a Livia słuchała co jakiś czas kiwając głową. Położyłam się na grzbiecie i spoglądałam w niebo. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos.
- Hej Sode, pokazują coś ciekawego? - zaśmiał się Cloud. Spojrzałam na niego, nic nie rozumiejąc.
- Ma na myśli niebo. - wyjaśniła szorstko Livia. Zmierzyłam ją wzrokiem i przewróciłam się na brzuch.
- Kilka razy do ciebie mówiłem, ale nie reagowałaś. - uśmiechnął się basior, ignorując moje i Livii humory.
- A o co konkretnie mówiłeś? - spytałam niepewna czy chce znać odpowiedź.
- Pytałem czy zdradzisz nam coś o sobie. - odparł wesoło. Spięłam się na jego słowa.
- Wybaczcie, ale nie mam ochoty na zwierzenia. - powiedziałam chłodno.

CDN

sobota, 7 listopada 2015

Od Rastan`a- CD. Sode No Shirayuki

Czułem na sobie spojrzenie wadery. Usiadłem pod ścianą i spojrzałem na wyjście oraz skapujące krople deszczu z zimnych kamieni.
-Ty pewnie zimę lubisz, lodowa księżniczko- powoli przeniosłem wzrok na nią.
Odwróciła głowę, jakby urażona, cicho prychając pod nosem.
-W tym śniegu trudno cię będzie znaleźć...
-Odezwał się ten, który nie posiada wcale białego futra- fuknęła w moją stronę.
W tej samej chwili coś uderzyło o ścianę jamy. Wyprostowałem się automatycznie, natomiast wadera wstała na cztery nogi, kierując oczy na wyjście. Coś zaczęła się ruszać przed grotą i... mówić samo do siebie? Po chwili w środku znalazł się kolejny wilk... ze skrzydłami.
-Cholerna burza, tylko wściec się można i nic więcej- otrzepywał się z kropel deszczu.
Wilczyca, która chyba zamierzała rzucić w stronę basiora jakieś zaklęcie obronne stanęła sztywno, wpatrując się w niego. On gdy tylko zobaczył nasze nastawienie znieruchomiał, jednak zwrócił uwagę głównie na moją towarzyszkę.
-Ej, ale spokojnie... Chyba nie zamierzasz mnie zaatakować?- jego tylne nogi ugięły się lekko.
Biała od razu rozluźniła mięśnie i usiadła po drugiej stronie groty.
-A więc to tu moje gołąbki się podziewają- na pysk basiora wstąpił szeroki uśmiech.
-A ciebie strzelił piorun, że gadasz głupoty?- odpowiedziała pod nosem- Chyba błędem było powstrzymanie się od ataku.
-Moje serce zaczyna krwawić- skrzydlaty wilk położył głowę na ziemi, opuszczając skrzydła.

Sode? Cloud?

Od Rastan`a- CD. Livii

W sumie... co mi szkodziło nie iść. Nie co dzień jest się obserwowanym przez samą Wyrocznię. Pamiętam, że mijałem Opuszczone Miasto, nawet kątem oka widziałem kilka budynków, ale nie zainteresowało mnie specjalnie to miejsce. Być może z daleko nie daje takiego wrażenia.
-Byłeś już tam?- usłyszałem głos wadery, która była na przodzie.
Skierowałem na nią swój wzrok i kamienną minę.
-Bliskiego spotkania jeszcze nie. Obserwowałem z daleka- odpowiedziałem dość obojętnie.
-To teraz będziesz miał okazję... Wilka ziemi powinno ono zainteresować- przed nami leżało powalone drzewo, które wadera przeskoczyła zwinnie, po chwili znajdując się pod drugiej stronie.
Stanąłem przed nim, przyglądając się uważnie.
-Masz jakieś wątpliwości?- spojrzała na mnie przez niewielką dziurę między drzewem a ziemią.
-Nie...- skoczyłem na drzewo, wkrótce znajdując się w tym samym miejscu co ona- Musisz potrafić czytać w myślach skoro jesteś wilkiem psychiki.
-Czyli oprowadzanie zamieni się w przesłuchanie?- kątem oka zobaczyłem jak brew wadery się podnosi do góry.
-Ja tak nie twierdzę. Próbuję się tylko dowiedzieć czegoś o pierwszym wilku, którego poznałem, i który śledził mnie przez niemal godzinę- odwróciłem głowę, patrząc na bok.
-A mówią, że wilki ziemi nie posiadają humoru. Będziesz to rozpamiętywał?- zatrzymała się i wymierzyła mi metaliczne spojrzenie.
-Wiesz... za nim kogoś zechcesz obserwować, spróbuj się dowiedzieć jakiej jest rasy i jakie stanowisko zajmuje w watasze- przez mój pysk przebiegł delikatny uśmiech, a ja sam ruszyłem dalej- To już nie daleko. Idziesz ma przewodniczko?- zawołałem do stojącej nadal wilczycy, która wbijała we mnie swoje spojrzenie.

Livia?

Od Sode No Shirayuki cd Rastan'a

 Stałam zaskoczona w głębi jaskini. Kiedy zorientowałam się w sytuacji podeszłam do Rastan'a.
- W pewnym sensie miałam szczęście, że trafiłam akurat na Wilka Ziemi. - powiedziałam zniesmaczona. Kątem oka ujrzałam na jego pysku triumfalny uśmiech. Przewróciłam oczami i westchnęłam.
- Lepiej stąd chodźmy. - po tych słowach wyszłam w ulewę. Obok mnie pojawił się po chwili wilk.
- Poszukajmy innego schronienia przed deszczem. - zaproponował. Skinęłam głową i ruszyłam przed siebie. Burza trwała w najlepsze, a my byliśmy już całkiem przemoczeni.
- Wiesz, zastanawiam się czy szukanie schronienia ma w ogóle jakikolwiek sens. - burknęłam. Spojrzałam na basiora. On również ociekał wodą.
- Sam deszcz nie jest problemem. Powinniśmy się raczej martwić burzą i tym czy nie trafi nas piorun.
- To raczej mało prawdopodobne... - powiedziałam bardziej do siebie niż do Rastan'a. Zaczęłam się zastanawiać nad odpowiednią kryjówką.
- Coś się stało? - spytał wilk
- Hmm... - mruknęłam - chyba wiem, gdzie możemy się schować i przeczekać ulewę. Chodź za mną. - oznajmiłam i zaczęłam biec. Skierowałam kroki w stronę Lodowej Jamy. Była ogromna i bezpieczniejsza niż nasza poprzednia kryjówka. Co prawda istniało ryzyko, że Rastan mógłby się tam zgubić, ale w końcu będzie tam ze mną. Zresztą będziemy się martwić, gdy już tam dotrzemy. Nie zajęło nam to dużo czasu. Wpadłam do jamy całkiem mokra.
- Świetnie... - powiedziałam sarkastycznie - Czemu ja muszę mieć takie długie futro? - spytałam samą siebie, ale ku mojemu zdziwieniu basior odpowiedział:
- Ja uważam, że nie masz powodu do narzekania. - spojrzałam na niego pytająco, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo i zaczął się otrzepywać. Wzruszyłam więc łapami i odgarnęłam futro z czoła.

<Rastan? sorki sorki sorki że tak długo :< Panda obiecuje się poprawić! >

sobota, 31 października 2015

Od Livii C.D. Rastan'a

-Co tu robisz?- rozległ się ostrzegający głos za mną. Podskoczyłam i stanęłam gotowa do ataku tuż przed pyskiem jakiegoś wilka. Kolejny raz w ciągu kilku sekund odskoczyłam najdalej jak się dało, po czym zmierzyłam basiora spojrzeniem.
-Nie twój interes - rzuciłam sucho, a następnie odwróciłam się z uniesionym łbem z zamiarem odejścia. Wewnątrz jednak gotowałam się ze wstydu. Jak można dać się zaskoczyć przez obiekt swoich obserwacji?
-Myślę, że jednak mój - odparł spokojnie - W końcu to ja byłem śledzony, prawda?
Zatrzymałam się gwałtownie. O kurczaki... Zauważył, że go obserwowałam. Świetny ze mnie szpieg, nie ma co. Popatrzyłam na niego, wciąż stojąc tyłem. Na jego pysku czaił się cień triumfującego uśmieszku. Machnęłam dumnie ogonem, po czym obróciłam się w całości.
-Może i prawda - powiedziałam wyzywająco - Ale może miałam swoje powody - dodałam.
-A jakie, jeśli można wiedzieć? - rzucił mi chłodne spojrzenie.
-Co robisz na terenach watahy Valley of the Sun and Moon? - odpowiedziałam pytaniem, unosząc łeb i rzucając mu podejrzliwe spojrzenie. Niech to kupi, niech to kupi...
-Hmm, tak się składa, że mieszkam? - jego sarkastyczna odpowiedź wprawiła mnie w niemałe zdziwienie. Musiał być tym nowym, o którym mówił mi Cloud. Jak on miał? Randar? Widząc moją minę, basior wyszczerzył zęby, a z jego gardła dobiegło ciche parsknięcie.
-Rastan, Strateg - podczas wypowiedzi wilka zdążyłam podnieść moją szczękę z ziemi i przeanalizować ponownie to, jak się zbłaźniłam. Wyprostowałam się dumnie.
-Livia, Wyrocznia - przedstawiłam się, przerzucając na trochę milszy ton. Zapadła chwilowa cisza, którą niespodziewanie rozdarł odległy grzmot. Mimo, iż huk dobiegał z daleka, duże krople deszczu zaczęły moczyć nasze futra. Znowu pada?! Zdecydowanie nie lubię jesieni! Rozejrzałam się bezradnie na boki, ostatni raz próbując wypatrzeć jakiś charakterystyczny punkt. Niestety, wszystkie drzewa wyglądały tak samo...
-Wiesz, jak stąd trafić do Opuszczonego Miasta? To najbliżej - powiedziałam w końcu, a Rastan skinął łbem - Świetnie, chodźmy więc.

> Rastan <

sobota, 10 października 2015

Od Rastan`a- CD. Livii

Polana wyglądała na prawdę kusząco jeśli chodzi o przestrzeń i spokój panujący w tych okolicach. Dawno nie ćwiczyłem swoich mocy, a wypadałoby trochę je rozruszać. Przy okazji skorzystam z ostatnich ciepłych promieni słońca nim przyjdą przymrozki. Dzisiaj było bardzo zimno i nawet ja czułem przez futro zimny dreszcz, przechodzący przez kręgosłup. Niby październik, jego początek, a nachodząca kalendarzowa zima, która jest dopiero za trzy miesiące daje o sobie znać. A może to tylko chłodna jesień? Nie zagłębiam się w pogodę. Zostawiam tą robotę wilkom natury, one znają się na tym lepiej.
Stanąłem na polanie, jeszcze raz rozglądając się dookoła. Jak na watahę to jest tu dość mało wilków. Mi to nie przeszkadzało, wręcz cieszyłem się małym tłumem. Usiadłem na tylnych łapach skupiając się. Po chwili przede mną wyrósł mały kopiec. Cel pierwszy został osiągnięty. Jedyne co mnie zdziwiło to, że kopczyk zaczął się poruszać aż w końcu z dziurki wychylił się mały, czarny łepek kreta. Nastawiłem uszu, bacznie obserwując to małe, pracowite stworzonko. Szkoda byłoby mu psuć moją robotę. Poruszyłem się i w tym samym momencie kret w mgnieniu oka zniknął w odmętach tunelu. Jednak tym razem głos nie dobywał się z kretowiska, lecz skądś dalej. Wyprostowałem grzbiet, spinając mięśnie. Ktoś był nieopodal i chyba ten ktoś podjął bardzo zgubną decyzję obserwowania mnie. Nie lubiłem być śledzony. Nastawiłem jedno ucho w kierunku szelestu. Po chwili skupienia słyszałem cichy oddech wilka i bicie jego serca. Czekałem aż tajemnicza osoba na chwilę urwie uwagę z mojej osoby. Gdy to się stało skoczyłem czym najprędzej w las i wykorzystując bezszelestne poruszanie się po ziemi, podszedłem do osoby jeszcze przed chwilą obserwującej mnie. Podkradałem się na tyle blisko by śmiało stwierdzić, że to wilk, konkretniej wadera. Zdezorientowana wstała z ukrycia i zaczęła patrolować teren gdy zorientowała się, że zgubiła mnie z pola widzenia. Spokojnie ruszyłem w jej kierunku, zachodząc od tyłu.
-Co tu robisz?- odezwałem się ostrzegającym tonem.
Wilczyca odwróciła się gwałtownie, w postawie gotowej do ataku. Nasze spojrzenia spotkały się, w szczególności gdy pysk wadery znajdował się niedaleko mojego. Wilk psychiki... tak myślałem. Te ukłucia w umyśle nie były przypadkowe.

Livia?

Od Rastan`a- CD. Sode No Shirayuki

Przysiadłem na drugim końcu wejścia do jaskini. Podobnie jak wadera zacząłem wpatrywać się w spadające krople deszczu, ubijające ziemię, która była już w nadmiarze przesiąknięta wodą. W błocie były widoczne jeszcze nasze ślady, które wypełniły się wodą. W końcu postanowiłem się odezwać, czując, że biała wilczyca raczej nie zamierza się odezwać ani słowem.
-Nie jestem głupi. Wiem, że masz mi coś do powiedzenia- odparłem spokojnym głosem, nie odwracając wzroku tylko nadal wbijając go w ziemię.
-Nie- zaprzeczyła stanowczo. Zabrzmiało to wręcz jak groźba.
Nagle zagrzmiało, a piorun wdali przeciął ciemny nieboskłon. Lighta chyba się wkurzyła. Wciągnąłem łapczywie wilgotne powietrze do płuc.
-Jest tu wataha...- usłyszałem głos wadery.
Nie odpowiedziałem, lecz tym razem skierowałem spojrzenie na wilczycę. Nie musiałem długo główkować by domyślić się o co chodzi. Wtem poczułem lekkie poruszenie ziemi, tak jakby wstrząs. Moje spojrzenie skierowało się z powrotem na zmoknięty piach. Czyżby się osuwała?
-Uważaj!- krzyknąłem w samą porę odpychając wilczyce w tył i sam próbując opanować osuwanie się ziemi.
-Często tu tak macie podczas takiej pogody?- zapytałem nie kryjąc ironii.

Sode?
Wybacz, że tak długo...

piątek, 9 października 2015

Od Livii do Rastan'a

O nie. Nie, nie, nie. Jak ja nienawidzę się gubić! Nie znoszę tej dezorientacji, uczucia zagubienia i tego, że nie masz zielonego pojęcia, gdzie jesteś. Rozglądałam się bezradnie na boki, próbując wyłapać cokolwiek znajomego, ale jak wiadomo - las to las - każde drzewo wygląda tak samo. Moją uwagę przykuł zwalony pień. Byłam prawie pewna, że mijałam go wcześniej, toteż niewiele myśląc podbiegłam. Ups. Pomyłka, a do tego zabrnęłam jeszcze bardziej w knieję. Brawo ja. No cóż, nie widziałam innego wyjścia, jak przestać kręcić się w miejscu i zacząć szukać drogi powrotnej do watahy. To znaczy nadal znajdowałam się na jej terenach, ale niestety z dala od członków. Spojrzałam w górę, między koronami drzew mignęła mi biel chmur, pokrywających niemal całe niebo. Nie widziałam słońca, więc nie mogłam też określić pory dnia za pomocą jego położenia. Na ten niefortunny spacer wybrałam się w południe, ale zdawało mi się, że minęły już całe wieki odkąd wkroczyłam między drzewa. W dodatku nad moją głową skręcone, niemal już łyse gałęzie splatając się ze sobą tworzyły coś w rodzaju baldachimu, rzucając cienie i czyniąc las zdecydowanie mniej przyjaźnie wyglądającym. Przynajmniej wciąż był dzień. Tylko ile jeszcze? Przez cały czas szłam spokojnym krokiem, wdychając powietrze przesycone zapachem wilgotnej ściółki. Wszędzie było jeszcze mokro po deszczu, który padał w nocy. Jakby w odpowiedzi na moje myśli, wielka kropla spadła mi na nos. Brr. Potrząsnęłam krótko pyskiem, pozbywając się chłodnej wody. Popatrzyłam w górę z powątpiewaniem, ale na szczęście okazało się to tylko zagubioną pozostałością po opadach, która skapnęła z drzewa. Nie zapowiadało się na deszcz. Przyspieszyłam trochę, mając już dość całej sytuacji. Zdecydowanie nie przepadam za zimnem, a jesień to po prostu jedna z najgorszych pór roku - mokro i chłodno. Dostrzegłam przed sobą prześwity między pniami i z entuzjazmem przeszłam w trucht. Niestety zgasł on, kiedy wystawiłam łeb zza drzewa - ku mojemu rozczarowaniu była to jedynie polana. Za to nie była pusta... Cofnęłam się odrobinę, żeby wilk stojący na jej środku mnie nie dostrzegł, chociaż stał tyłem. Marszcząc brwi sięgnęłam myślami do jego umysłu, wyczytując, że jest skupiony. Nie zauważył mojej obecności. Obserwowałam czarno-białego basiora, by po chwili zobaczyć, jak nagle samoistnie formuje się przed nim kopiec z ziemi. Wilk Ziemi, zapewne. Czyżby ćwiczył? Stwierdziłam, że sobie jeszcze trochę popatrzę...

Rastan?
P.S. Wybaczcie moją nieobecność, miałam drobne problemy z internetem c;

niedziela, 4 października 2015

Od Cloud`a, Livii i Sode No Shirayuki- CD

(Od Cloud`a)
Od razu domyśliłem się, że obydwie wadery zamierzają odejść nie zwracając większej uwagi na nikogo ani na nic. Bez względu na sytuacje wolą odejść by dano im spokój. Wyczułem pewne napięcie między nimi.
,,Znajdź członków". W moich myślach zagrzmiał głos ojca, położyłem lekko uszy do tyłu z pewnymi wątpliwościami i niepewnością.
-Czekajcie!- zawołałem podbiegając do nich.
Wadery o dziwo odwróciły się, patrząc na mnie uważnie.
~Dobra, Cloud... to twoja ważna chwila...~
-Uratowałyście mi życie, jeśli się tak wyrażę. Widzę, że nie macie zbytnio dokąd iść... Mam dla Was pewną propozycję- uśmiechnąłem się pod nosem, układając wygodnie zranione skrzydło, z którym powinienem iść do medyka, lecz tego nie uczynię.
Obydwie panny popatrzyły na mnie zaciekawione, potem przeniosły na siebie wzrok, lecz szybko się odwróciły.
-Cóż to za propozycja?- usłyszałem melodyjny głos jednej z nich.
-Zapraszam Was do mojej watahy. Znaczy nie mojej... ja tylko jej przewodniczę. Tak się składa, że szukam zaufanych osób na stanowisko Wyroczni. Wyglądacie na opanowane i odpowiedzialne. To jest w ramach odwdzięczenia się- ukłoniłem się przy tych słowach delikatnie.
Wiatr wzmógł się ponownie. Spojrzałem w górę na ogromne, ośnieżone szczyty gór. Teraz wyglądały co najmniej groźnie. Lepiej byłoby się stąd wynosić. Ruchem głowy pokazałem waderom by szły za mną. Po chwili namysłu ruszyły. Samica ze śnieżnobiałym futrem lekko się wahała na początku, idąc z tyłu i oglądając się co chwila za siebie, lecz nie uciekła. Było widać, że to samotniczka. Natomiast druga była tajemniczą osobą. Niby wszystko ok, a tak na prawdę można było spodziewać się wszystkiego.
Weszliśmy bardziej w głąb terenów watahy. Zacząłem kontynuować swoją propozycję.
***
 (Od Livii)
-Na czym ma właściwie polegać to stanowisko? - przerwałam basiorowi - Co ma robić Wyrocznia?
-Wyrocznia ma utrzymywać porządek w watasze, ma za zadanie wspierać alfę i pomagać mu podjąć właściwe decyzje. Jest najważniejsza, zaraz po przywódcy. 
Cały czas idąc za Cloud'em rozglądałam się dookoła. Tereny, po których się przemieszczaliśmy były naprawdę niczego sobie. Po chwili ciszy zboczyłam trochę w bok, żeby móc zrównać się z wilkiem. Idąca z tyłu wadera nie budziła we mnie zbyt pozytywnych odczuć, tak jakby od początku było między nami niewyjaśnione napięcie. Do tego jeszcze od czasu do czasu słyszałam jak cicho mówi do siebie. Dziwna. 
-Ilu członków liczy twoja wataha? - spytałam, wciąż patrząc przed siebie.
-No... licząc was, czyli przyszłe członkinie - dostrzegłam kątem oka, że rzucił mi lekki uśmiech - to dokładnie... trzech członków.
-Czyli oprócz mnie i tej tam - machnęłam łbem do tyłu - Jesteś tylko ty?
To w sumie jak dla mnie było okay. Zawsze trudniej jest wpasować się w tłum, który już się zna i trzyma razem.
-Właśnie - odparł wesołym tonem, co nie wiedzieć czemu mnie rozśmieszyło. Parsknęłam krótkim śmiechem - Co powiecie na to, żeby upolować coś większego na uczczenie pierwszych członkiń watahy Valley of the Sun and Moon? - dodał z szerokim bananem na pysku. Inaczej nie dało się tego nazwać. Zatrzymałam się w pół kroku, na szczęście wadera za mną zrobiła to w tym samym momencie, bo inaczej na pewno byśmy na siebie wpadły. Wymieniłyśmy spojrzenia. Może nie darzyłyśmy się sympatią od pierwszego wejrzenia, ale obie byłyśmy zaskoczone. Przez dłuższy czas wszyscy mierzyliśmy się wzrokiem. Moje spojrzenie przeskakiwało z Cloud'a na nieznajomą i na odwrót.
-Dobra - rzuciłam w końcu, przyglądając się badawczo wilczycy. Chciałam zobaczyć jej reakcję. Kątem oka zauważyłam, że oczy basiora również spoczęły na niej.
***
(Od Sode No Shirayuki)
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie zawzięcie. Szczerze mówiąc nie byłam pewna co do tego, co dalej zrobić. Dawno temu, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dołączę do żadnej watahy. Zbyt wiele przez nie wycierpiałam. Postanowiłam żyć w samotności bez względu na wszystko, ale... tereny krainy Paraiso były naprawdę piękne.  Znajdowało się tu coś, co nie pozwalało mi tak po prostu odwrócić się i odejść. Coś kojącego, coś czego od dawna mi brakowało. Mimo to... nie tak łatwo zrezygnować ze swojego postanowienia i zapomnieć o bolesnej przeszłości. Spojrzałam na Cloud'a i Livię. Czekali na moją decyzję. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w waderę. Od początku istniał między nami niewidoczny mur. I dobrze, nie potrzebuję innych. Westchnęłam i odezwałam się chłodno:
- Dobra, niech będzie. Ale pamiętaj, że jeszcze się nie zgodziłam. Nie mówię, że na pewno tu zostanę. Zawsze starałam się unikać takich miejsc jak watahy... - ugryzłam się w język. Nie wiem po co im to powiedziałam. Livia wciąż bacznie mnie obserwowała. Nie ufała mi, a ja jej. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Cloud był za to w siódmym niebie, zupełnie jakby usłyszał tylko pierwsze trzy słowa.
- Tak więc chodźmy! Znam wręcz idealne miejsce na wspólne polowanie. - mimowolnie, wzdrygnęłam się na słowo "wspólne" - Tylko... - basior przekręcił łeb i spojrzał mi znów w oczy - wciąż nie znamy twojego imienia. - powiedział z uśmiechem na pysku. Wpatrywałam się w te szare oczy przez kilka sekund, po czym odparłam krótko:
- Sode No Shirayuki.
CDN

Od Leo Charlie CD. Sode No Shirayuki

Stałam odwrócona tyłem do wadery. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na ranę. Odwróciłam się do niej z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Posłuchaj księżniczko - rzuciłam ironicznie - Nie potrzebuje twojej pomocy ale możesz się trochę wykazać. Zaprowadź mnie w miejsce gdzie będę 'bezpieczna".
-No dobra - wadera ruszyła przodem - Tylko nie narzekaj, że droga jest długa, sama się tu przyszwędałaś.
W tym momencie zmierzyłam ją dokładnie od łap po końcówki uszu i posłałam jej piorunujące spojrzenie zastanawiając się czy iść za nią czy nie.
-No idziesz czy nie ?!-rzekła z oburzeniem odwracając się momentalnie.
-Nie skacz bo z sierści obleziesz - parsknęłam
Biała wilczyca zbliżyła się do mnie i lekko odepchnęła. Czułam jej ciepły oddech na moim pysku .Spojrzała na moją ranę, a później znów na mnie. Ja nie przejęta tą całą sytuacją rzuciłam:
-To idziemy czy nie?
-Tak - rzuciła krótko
Postanowiłam nie kontynuować dalszej rozmowy, gdyż to by nie miało sensu. Powoli tłukłam się za śnieżnym wilkiem.

< Sode?> Znów brak pomysłu XD

sobota, 3 października 2015

Od Sode No Shirayuki cd Leo Charlie

Dzień był wyjątkowo spokojny. Siedziałam sobie między drzewami nad North Forest i rozmyślałam nad watahą Valley of the Sun and Moon.. Wciąż się wahałam, czy to odpowiednie miejsce dla mnie. W pewnym momencie usłyszałam zbliżające się kroki. Wstałam szybko i wskoczyłam na najbliższe drzewo. Ktokolwiek był w pobliżu po prostu pozwolę mu przejść. Nie mam ochoty na żadne rozmowy. Spojrzałam w dół na rzekę i zaczęłam wypatrywać. W końcu na tle śniegu, dostrzegłam wilczycę. Wilczycę! No świetnie... Zaczęłam ją obserwować. Nagle otworzyłam szerzej oczy. Wadera była ranna. Zaczęłam się zastanawiać co robić. Patrzyłam jak obca kładzie się na śniegu. Nie była w szczytowej formie. Lekko się zaniepokoiłam. Jeśli tu zaśnie, możliwe że już się nie obudzi... zanim zdążyłam pomyśleć, zeskoczyłam z drzewa i zaczęłam powoli iść w jej kierunku. Stałam przed nią przez jakiś czas, nie wiedząc co zrobić. Tego w sobie nienawidziłam najbardziej. Tego, że nawet zupełnie obcym, nawet komuś kogo szczerze nienawidziłam... nie umiałam przejść bez obojętnie obok kogoś, kto cierpi. Trauma z dzieciństwa, jak i spotkanie tajemniczego wilka, który ocalił mi życie sprawiło, że sama siebie nie rozumiem. Nagle wilczyca otworzyła oczy. Chciała się na mnie rzucić, ale w porę odskoczyłam. Stanęłam za nieznajomą i oznajmiłam swoim chłodnym tonem:
- Zginiesz jeśli tu zostaniesz. -  wadera odwróciła się błyskawicznie - To nie jest miejsce dla kogoś takiego jak ty. Zwłaszcza z taką raną. - zauważyłam
- Właśnie zamierzałam stąd iść. - warknęła krótko.
- Jak tam sobie chcesz. - wzruszyłam łapami - Tylko pozwól, że cię ostrzegę. Jedyna droga, którą możesz opuścić to miejsce prowadzi przez Ciemny Las. - machnęłam głową w kierunku gęstego lasu - Jeśli nie znasz go tak dobrze jak ja, gwarantuję ci, że jak tylko przekroczysz jego granicę, nie zobaczysz więcej słońca. Na tych terenach, naprawdę łatwo się zgubić. Cóż, nie bardzo mnie obchodzi los innych. Rób co chcesz... - po tych słowach zamilkłam i patrząc głęboko w oczy nieznajomej, czekałam jaką podejmie decyzję.

<Leo Charlie? ja też nie miałam jakoś szczególnie pomysłu, ale miałam ochotę coś napisać :3 >

Od Leo Charlie

Dzień 20 wędrówki. Byłam wymęczona, a moja zraniona łapa, którą ciągnełam za sobą zostawiała krwiste smugi na śniegu. Wlekłam się ścieżką wzdłuż płotu, który ciągnął się przez North Forest. Urocze miejsce - mruknełam do siebie sarkastycznie. Wiatr wiał coraz mocniej, a śnieg tylko schładzał moją ranę. Wiedziałam, że znajduje się na terenie wilków lodu. Nie jestem tu bezpieczna. W każdej chwili coś może wyskoczyć na mnie i rozszarpać mnie. Słodko. Postanowiłam przyszpieszyć tempo. Nagle zza sosny wyleciał kruk. Odruchowo odskoczyłam do tyłu. Rana powiększała się. Doczołgałam się się do zamarźniętego stawu. Usiadłam przy nim i popatrzyłam na swoje odbicie w lodzie. Nie przypominało mi mnie. Było bardziej tajemnicze i "nieprzewidywalne". Ułożyłam się delikatnie na śniegu i podkuliłam tyle łapy pod brzuch. Później zasnęłam. Gdy się obudziłam nad sobą ujrzałam białego wilka. Od razu rzuciłam się na niego z zębami i pazurami, ale gdy tylko zerwałam się na równe łapy go nie było. Otrzepałam się z puchu. Rana zasychała ale nadal niekiedy po rozdrapaniu kapała z niej krew. Jak najszybiciej postanowiłam wydostać się z lodowej ziemii.

< Ktoś chętny?> Osobiście uznałam, że to moje jedno z najsłabszych opowiadań, ale nie wiedziałam co napisać. Przepraszam za błędy jeżeli są.

piątek, 2 października 2015

Nowa wadera- Leo Charlie

Witamy serdecznie nowa waderę w naszym małym gronie :3

<br/><a href="http://oi59.tinypic.com/jpc39i.jpg" target="_blank">View Raw Image</a>
by Safiru
Imię: Leo Charlie
 Płeć: Wadera
Wiek: 5 lat
 Stanowisko: Zabójca
Właściciel: Demonaa

sobota, 26 września 2015

Od Sode No Shirayuki cd Rastan'a

 Stałam spięta w rogu jaskini. "No świetnie, tereny Krainy Paraiso są tak rozległe, a akurat ja musiałam na niego trafić." westchnęłam w duchu.
- Kim jesteś? - spytałam podejrzliwie. Spojrzałam na obcego krytycznym wzrokiem. W normalnej sytuacji zaprowadziłabym tego wilka do Cloud'a, ale Alfy akurat nie było w okolicy. Livia natomiast nie bardzo mnie obchodziła i nie miałam ochoty się z nią widzieć. Mimo, że należałyśmy do tej samej watahy, nie przepadałyśmy za sobą.
- Mam na imię Rastan. Jestem Wilkiem Ziemi. Mogę spytać kim ty jesteś? - westchnęłam. Nie uwolnię się od tego wilka tak szybko, jak miałam nadzieję.
- Sode No Shirayuki. Wilk Lodu jak widać. Jestem Wyrocznią watahy Valley of the Sun and Moon.
- Watahy? To znaczy, że aktualnie znajdujemy się na jej terenach? - spytał Rastan dla pewności.
- Tak. - potwierdziłam - Dokładniej mówiąc, to Kraina Paraiso. Słyszałeś o niej?
- Obiło mi się o uszy. Ale nie wiedziałem gdzie dokładnie jest i że znajduje się tu jakaś wataha.
- Cóż, powstała dopiero niedawno. - wzruszyłam łapami. Podeszłam bliżej wejścia do jaskini i spojrzałam w niebo. Wydawało się, że ulewa szybko się nie skończy. Położyłam się tuż przy wejściu, tak żeby moje łapy wystawały poza granicę groty. Oparłam na nich głowę i zaczęłam się wsłuchiwać w odgłos kropli spadających z nieba. Po chwili - w pewnej odległości ode mnie - usiadł Rastan. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale może mi się wydawało. Siedzieliśmy tak w milczeniu.

<Rastan? wybacz że tyle czekałeś :D, początkowo miała ci odpisać Livia xD >

wtorek, 22 września 2015

Od Rastan`a

Krople wody skapywały na moją sierść, tocząc się po niej aż w końcu spadały na ziemię i roztrzaskiwały na coraz to mniejsze kropelki. Padała poranna mżawka. Jesień dawała się we znaki, choć tak naprawdę do kalendarzowej został tylko jeden dzień. Siedziałem pod rozłożystym świerkiem, patrząc jak na tafli wody powstają pierścienie. Z początku małe jak nasionko grochu, przeradzały się w ogromne pierścienie. Czekałem aż kapuśniaczek się skończy. Powoli moje futro zaczęło przepuszczać nadmiar wody. Wstałem polowi z zamierzeniem poszukania jakiegoś wodoodpornego schronienia; coś w rodzaju jaskini albo małej groty- niekoniecznie akurat w tych formach. Nawet małe zadaszenie by wystarczyło. Mógłbym użyć swoich mocy, ale stworzenie kamiennego schronienia kosztowałoby mnie za dużo energii. Nawet tak silny wilk ziemi posiada granice wytrzymałości.
~Przydałoby się odpocząć~moje kroki były wymierzone, wolno stawiane i ostrożne. Głowa opuszczona, wzrok wbity w ziemię, obserwujący ruch trawy oraz jej źdźbeł uginających się pod ciężarem kropli deszczu. Jedna właśnie spadła na mój nos. Strzepnąłem ją energicznym ruchem głowy. Nagle moją uwagę przykuła czarna sylwetka w dali, odwrócona w moją stronę. Jej ślepia wpatrywały się we mnie zimnie, ostrzegająco. Odwróciła się i pobiegła przed siebie niczym spłoszona sarna.
-Zaczekaj!- krzyknąłem, słysząc jedynie odbite echo oraz mój nierównomierny oddech.
~Po jakie licho ja tu jeszcze stoję!?~ moje mięśnie spięły się momentalnie, a łapy same z siebie ruszyły na przód, w kierunku miejsca gdzie stała tajemnicza sylwetka.
Nigdy tak się nie zachowywałem, a jednak było to przemyślane posunięcie. Świerzy ślad wilczych łap na błotnistej ziemi wyraźnie mówił o obecności istoty tego samego gatunku co ja. Ktokolwiek to był, zamierzałem to sprawdzić.
Biegłem dalej po śladach, czując jak woda ścieka z mojej głowy do oczu, powodując szczypiący ból. Moje łapy wyglądały jakbym urządził sobie kąpiel błotną. W pewnym momencie ślad się urywał. Albo zmył je deszcz albo uciekinier zrobił to umyślnie. Rozejrzałem się. Miałem chyba dziś szczęście. Ogromna grota otwierała się przede mną otworem. Wszedłem do środka, otrzepując się z wody. W tym samym czasie usłyszałem czyiś głos:
-Jak mnie tu znalazłeś?- ktoś warknął ostrzegawczo.
Otworzyłem szeroko oczy, rozglądając się i próbując wyłapać ową postać z ciemności. W końcu zobaczyłem te same ślepia, które wpatrywały się we mnie nad jeziorem, i które znikły pośpiesznie z mojego pola widzenia.
-To był przypadek. Nie wiedziałem, że tu akurat jesteś- odpowiedziałem, usprawiedliwiając się.
Sylwetka poruszyła się parę razy. Trudno było mi orzec jak wyglądała i kim była tak właściwie.

Kto chętny?

poniedziałek, 21 września 2015

Nowy i pierwszy członek- Rastan

I mamy w watasze pierwszego członka, nie licząc mnie oraz Wyroczni. Witamy cię Rastanie serdecznie i cieszymy się, że zdecydowałeś się dołączyć :D
 
Imię: Rastan
Płeć: basior
Wiek: 4 lata
Stanowisko: Strateg
Właściciel: pol9

niedziela, 20 września 2015

Od Cloud`a, Livii i Sode No Shirayuki

(Od Cloud`a)
Promienie słoneczne delikatnie muskały mój pysk podczas wycieczki po terenach watahy, która wydawała się z perspektywy map taka mała, a jednak obejmowała ogromny obszar terenów, które ciągnęły się w nieskończoność. Zdążyłem się już przyjrzeć wszystkim planom z uwagą dla każdego drobnego szczegółu. Z nudów nawet błahostki mnie interesowały, a pierwsze dni watahy były okropne. Samotność po prostu ucinała mi skrzydła. Ojciec mówił o trudnych początkach i poszukiwania członków. Szkoda tylko, że nie powiedział jak mam ich szukać i gdzie... Nie będę przecież latał po całych terenach i rzucał ulotki z napisem ,,Uwaga! Zapraszam do watahy Valley of the Sun and Moon!". Szczęście, że mam takich przyjaciół jak Diego czy Marco, którzy niestety dzisiaj nie będą obecni przez cały dzień. Co prawda, widywałem kilkakrotnie wilki, które błąkały się po terenach, lecz żadne z nich w obliczu innego wilka nie zamierzały podejść i od razu odwracały się tyłem gdy tylko zauważyły drugą postać. To denerwowało. A na dostawkę East zaczął dziś świrować i nie dawał West`owi spać przez co dzisiaj dokucza każdemu kto mu stanie na drodze, a on bywa bezwzględny. Może nie tak jak North... ale w zły dzień raczej nie wypada mu przeszkadzać. Tylko South grzecznie siedzi w miejscu i spogląda na świat swoimi oczami południa.
Aktualnie znajdowałem się w pobliżu North Forest. Miejsce zbytnio zaciszne jak dla takiego wilka jak ja, ale wypada zobaczyć czy czasem West nie rozłupał gór nazwanych od swego imienia ze zdenerwowania. Może nawet uda mi się kogoś spotkać?
***
(Od Livii)
Uniosłam łeb i odrobinę zmrużyłam oczy, patrząc w stronę słońca wychylającego się zza wierzchołka góry. Śnieg lśnił, odbijając popołudniowe promienie, tworząc pokaźne zaspy kryształowych drobinek. Przede mną roztaczał się niewątpliwie bardzo urokliwy widok - ośnieżona dolina oraz pokryte białym puchem szczyty. Obróciłam się. Zmierzyłam spojrzeniem górskie pasmo, które pozostało mi do pokonania i ruszyłam lekkim truchtem. W miarę wchodzenia coraz wyżej, grunt stawał się coraz bardziej kamienisty, a zbocze stromiejsze. Dostrzegłam też wiele szczelin oraz pęknięć w masywnych skałach. Niektórych, zwłaszcza tych przykrytych puchem, nie było widać, dopóki nie poczuło się usuwającego z pod łap śniegu. Coraz ostrożniej stawiałam kroki, mając również na uwadze lawiny głazów, które nieraz powodował nawet najdrobniejszy obluzowany kamyk. W końcu dotarłam na szczyt. Słońce zdążyło przewędrować kawałek, znajdując się teraz niemal pionowo nad wierzchołkiem. Z radością stwierdziłam, że pozostało mi jedynie zejść po zdradzieckim zboczu, minąć ciągnące się jeszcze z pod podnóża góry zaśnieżone ziemie, po czym rozkoszować się wreszcie trawą i drzewami w barwach złota oraz pomarańczu. Patrzyłam, jak rozhulany wiatr porusza lasem, porywając do tańca suche, czerwonawe liście. Jeszcze tylko trochę! Zaczęłam w jak najszybszym tempie schodzić w dół, nieraz zeskakując na wyglądające w miarę bezpiecznie głazy poniżej. Nagle usłyszałam rumor i obróciłam łeb w kierunku, z którego pochodził hałas. Z przerażeniem zauważyłam lawinę kamieni toczących się po zboczu, jednak nie bez ulgi stwierdziłam, że ominie mnie dość daleko. Wtem mój wzrok przykuła wilcza sylwetka, znajdująca się dokładnie na trasie spadających skał. Krzyknęłam ostrzegawczo, ale nieznajomy nie miał szans na ucieczkę. Patrzyłam, jak głazy przetaczają się w tamtym miejscu, po czym z zaskoczeniem stwierdziłam, że wilk jakby zapadł się pod ziemię. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że uratował się wskoczeniem w szczelinę. Szybko ruszyłam w kierunku nieznajomego, a przynajmniej miejsca, gdzie stał. Pochyliłam się nad szerokim pęknięciem.
-Halo? - zawołałam, dostrzegając brązowo-szarą sylwetkę wilka. Mogłam stwierdzić, iż jest to samiec. Odpowiedziało mi wołanie o pomoc. Zobaczyłam w czym tkwi problem niemal od razu, ponieważ wielkie, imponujące skrzydła basiora bez problemu pozwoliłyby mu wydostać się z zagłębienia, mógłby to zrobić nawet bez nich. Jedno z jego skrzydeł było przytrzaśnięte sporych rozmiarów kamieniem. Bez wahania zeskoczyłam w dół, żeby spróbować jakoś usunąć przeszkodę. Skała okazała się jednak cięższa niż myślałam, co raczej nie sprzyjało rozwojowi sytuacji.
-Mam na imię Livia - zwróciłam się do nieznajomego, przerywając próby przesunięcia głazu.
-Jestem Cloud - przedstawił się wilk, lustrując mnie wzrokiem.
-Sama nie dam rady - powiedziałam, wskazując ruchem łba na obiekt naszych problemów - Pójdę poszukać kogoś do pomocy, postaram się wrócić jak najszybciej - dodałam pewnie, równocześnie przymierzając do skoku. Odbiłam się i wydostałam ze szczeliny, rozglądając z uwagą dookoła. Ruszyłam przed siebie, a z dołu dobiegło mnie jeszcze westchnienie Cloud'a, jak gdyby nie wierzył, że uda mi się kogokolwiek tutaj znaleźć.
***
(Od Sode No Shirayuki)
Szłam powoli przy skraju lasu. Drzewa dawały idealny cień, więc mimo mojego białego futra byłam praktycznie niewidoczna. To była spokojna okolica. W sam raz dla mnie.
- Może zostanę tu na trochę dłużej? - spytałam Lily. Mała motylka pojawiła się tuż obok.
- Jasne. To chyba całkiem niezłe miejsce jak dla ciebie. - odparła po chwili
- Dokładnie to samo pomyślałam. - pokiwałam głową. Zatrzymałam się pod sporym, rozłożystym drzewem i spojrzałam w górę. Był środek dnia, ale pomyślałam że zdrzemnę się chwilę, skoro i tak zamierzam tu zostać jakiś czas. Odwróciłam się w kierunku drzewa i zaczęłam się na nie wdrapywać. Już wypatrzyłam odpowiednią gałąź. Z dołu nikt mnie nie dojrzy. Poza tym i tak wątpiłam, by ktoś mnie niepokoił. Ułożyłam się wygodnie na gałęzi i westchnęłam. Co prawda to dość dziwne i niespotykane, że Wilk Lodu śpi na drzewach, ale lubiłam od czasu do czasu tak powariować. Przymknęłam oczy z zamiarem, krótkiej drzemki, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam powieki i zaczęłam nasłuchiwać. W końcu po chwili, zza jednego z drzew wyłoniła się nieznajoma wadera. Nie zamierzałam się podnosić, ale zaczęłam ją obserwować. Wyglądała jakby kogoś szukała.
- Halo! Jest tu kto? Ktokolwiek? - zaczęła wołać. Drgnęłam, ale się nie ujawniłam.
- Woła cię, No. - usłyszałam przy uchu cichutki głosić. Kątem oka spojrzałam na Lily.
- Wcale nie. - próbowałam się bronić - Szuka po prostu innego wilka, aczkolwiek wcale nie musi chodzić o mnie. - motylka westchnęła, a ja znów przeniosłam wzrok na wilczycę.
- Potrzebuję pomocy! Czy ktoś mnie słyszy? To bardzo pilne! - zareagowałam na te słowa instynktownie, zanim zdążyłam najpierw pomyśleć. W jednej sekundzie zeskoczyłam z gałęzi i wylądowałam miękko na śniegu, tuż przed nieznajomą. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Właśnie... zeskoczyłaś z drzewa? - kiwnęłam tylko głową.
- Coś się stało? - spytałam - Wołałaś. - mówiłam to swoim zwykłym codziennym tonem. Chłodnym i obojętnym. Wilczyca obserwowała mnie podejrzliwie, ale nie odmówiła pomocy. Widać stało się coś złego. Umiem zrażać do siebie innych i sama nie przejmuję się co sobie o mnie pomyślą, ale ta wadera od razu jakoś nie przypadła mi do gustu.
- No tak. Pewien wilk utknął pod skałami, a sama nie dam rady go uwolnić.
- Nie jestem szczególnie silna, ale postaram się pomóc. Poza tym z tego co się orientuję, w okolicy nie ma nikogo innego. - po tych słowach ruszyłyśmy razem w stronę gór. Gdy dotarłyśmy na szczyt, domyśliłam się, że miała tu miejsce lawina. Wiał porywisty wiatr i dało się wyczuć dziwne napięcie. Wadera zatrzymała się przy jakiejś szczelinie i spojrzała w dół.
- Znalazłam kogoś. - zawołała - Zaraz cię uwolnimy. - podeszłam bliżej i skoczyłam w dół razem z wilczycą. Na dnie szczeliny leżał jasnobrązowy wilk i patrzył przenikliwie swoimi szarymi oczami prosto w moje błękitne. Odwróciłam szybko wzrok i razem z waderą podeszłyśmy do głazu, który przytrzasnął skrzydło basiora. Po kilku próbach, jakoś udało nam się przesunąć kamień. Nieznajomy westchnął z zadowoleniem.
- Dziękuję wam bardzo. Jestem waszym dłużnikiem. - powiedział radośnie. Domyśliłam się, że jest duszą towarzystwa. Tym bardziej muszę się stąd szybko wynosić. Wygramoliliśmy się ze szczeliny, po czym, wilk znów się odezwał.
- Nazywam się Cloud. - powiedział do mnie - Jeszcze raz dziękuję wam za pomoc. - uśmiechnął się, a ja kiwnęłam tylko głową i odwróciłam się z zamiarem szybkiego odejścia.

CDN

piątek, 4 września 2015

Oficjalne otwarcie

Niektórzy długo czekali na tą chwilę i w końcu kochani moi doczekaliście się powstania watahy Valley of the Sun and Moon, która także nosi nazwę Magiczne Wilki Mafijne(to tylko dla wtajemniczonych xD) lub jak kto woli w skrócie VotSaM. Nie będę Was jednak zanudzać ogromnym wstępem, na który o dziwo mam wenę.
OGŁASZAM OFICJALNE OTWARCIE BLOGA! Wszyscy chętni do dołączenia w nasze grono... serdecznie Was zapraszamy w świat gdzie króluje natura i wilcza dynastia żywiołów. Już dziś napisz opowiadanie i przeżyj wspaniałą przygodę w ciele wilka. Pisz opowiadania, zbieraj Złotniki Ashery, kolekcjonuj rzeczy z rynku, poczuj wielką frajdę z organizowanych konkursów i questów oraz ogromne emocje w wojnie. Stań się wilkiem i spróbuj spojrzeć na świat jego oczami.
Serdecznie zapraszamy! :D
 
~Alpha Cloud wraz z Wyrocznią