O nie. Nie, nie, nie. Jak ja nienawidzę się gubić! Nie znoszę tej dezorientacji, uczucia zagubienia i tego, że nie masz zielonego pojęcia, gdzie jesteś. Rozglądałam się bezradnie na boki, próbując wyłapać cokolwiek znajomego, ale jak wiadomo - las to las - każde drzewo wygląda tak samo. Moją uwagę przykuł zwalony pień. Byłam prawie pewna, że mijałam go wcześniej, toteż niewiele myśląc podbiegłam. Ups. Pomyłka, a do tego zabrnęłam jeszcze bardziej w knieję. Brawo ja. No cóż, nie widziałam innego wyjścia, jak przestać kręcić się w miejscu i zacząć szukać drogi powrotnej do watahy. To znaczy nadal znajdowałam się na jej terenach, ale niestety z dala od członków. Spojrzałam w górę, między koronami drzew mignęła mi biel chmur, pokrywających niemal całe niebo. Nie widziałam słońca, więc nie mogłam też określić pory dnia za pomocą jego położenia. Na ten niefortunny spacer wybrałam się w południe, ale zdawało mi się, że minęły już całe wieki odkąd wkroczyłam między drzewa. W dodatku nad moją głową skręcone, niemal już łyse gałęzie splatając się ze sobą tworzyły coś w rodzaju baldachimu, rzucając cienie i czyniąc las zdecydowanie mniej przyjaźnie wyglądającym. Przynajmniej wciąż był dzień. Tylko ile jeszcze? Przez cały czas szłam spokojnym krokiem, wdychając powietrze przesycone zapachem wilgotnej ściółki. Wszędzie było jeszcze mokro po deszczu, który padał w nocy. Jakby w odpowiedzi na moje myśli, wielka kropla spadła mi na nos. Brr. Potrząsnęłam krótko pyskiem, pozbywając się chłodnej wody. Popatrzyłam w górę z powątpiewaniem, ale na szczęście okazało się to tylko zagubioną pozostałością po opadach, która skapnęła z drzewa. Nie zapowiadało się na deszcz. Przyspieszyłam trochę, mając już dość całej sytuacji. Zdecydowanie nie przepadam za zimnem, a jesień to po prostu jedna z najgorszych pór roku - mokro i chłodno. Dostrzegłam przed sobą prześwity między pniami i z entuzjazmem przeszłam w trucht. Niestety zgasł on, kiedy wystawiłam łeb zza drzewa - ku mojemu rozczarowaniu była to jedynie polana. Za to nie była pusta... Cofnęłam się odrobinę, żeby wilk stojący na jej środku mnie nie dostrzegł, chociaż stał tyłem. Marszcząc brwi sięgnęłam myślami do jego umysłu, wyczytując, że jest skupiony. Nie zauważył mojej obecności. Obserwowałam czarno-białego basiora, by po chwili zobaczyć, jak nagle samoistnie formuje się przed nim kopiec z ziemi. Wilk Ziemi, zapewne. Czyżby ćwiczył? Stwierdziłam, że sobie jeszcze trochę popatrzę...
Rastan?
P.S. Wybaczcie moją nieobecność, miałam drobne problemy z internetem c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz