(Od Cloud`a)
Od razu domyśliłem się, że obydwie wadery zamierzają odejść nie zwracając większej uwagi na nikogo ani na nic. Bez względu na sytuacje wolą odejść by dano im spokój. Wyczułem pewne napięcie między nimi.
,,Znajdź członków". W moich myślach zagrzmiał głos ojca, położyłem lekko uszy do tyłu z pewnymi wątpliwościami i niepewnością.
-Czekajcie!- zawołałem podbiegając do nich.
Wadery o dziwo odwróciły się, patrząc na mnie uważnie.
~Dobra, Cloud... to twoja ważna chwila...~
-Uratowałyście mi życie, jeśli się tak wyrażę. Widzę, że nie macie zbytnio dokąd iść... Mam dla Was pewną propozycję- uśmiechnąłem się pod nosem, układając wygodnie zranione skrzydło, z którym powinienem iść do medyka, lecz tego nie uczynię.
Obydwie panny popatrzyły na mnie zaciekawione, potem przeniosły na siebie wzrok, lecz szybko się odwróciły.
-Cóż to za propozycja?- usłyszałem melodyjny głos jednej z nich.
-Zapraszam Was do mojej watahy. Znaczy nie mojej... ja tylko jej przewodniczę. Tak się składa, że szukam zaufanych osób na stanowisko Wyroczni. Wyglądacie na opanowane i odpowiedzialne. To jest w ramach odwdzięczenia się- ukłoniłem się przy tych słowach delikatnie.
Wiatr wzmógł się ponownie. Spojrzałem w górę na ogromne, ośnieżone szczyty gór. Teraz wyglądały co najmniej groźnie. Lepiej byłoby się stąd wynosić. Ruchem głowy pokazałem waderom by szły za mną. Po chwili namysłu ruszyły. Samica ze śnieżnobiałym futrem lekko się wahała na początku, idąc z tyłu i oglądając się co chwila za siebie, lecz nie uciekła. Było widać, że to samotniczka. Natomiast druga była tajemniczą osobą. Niby wszystko ok, a tak na prawdę można było spodziewać się wszystkiego.
Weszliśmy bardziej w głąb terenów watahy. Zacząłem kontynuować swoją propozycję.
***
(Od Livii)
-Na czym ma właściwie polegać to stanowisko? - przerwałam basiorowi - Co ma robić Wyrocznia?
-Wyrocznia ma utrzymywać porządek w watasze, ma za zadanie wspierać alfę i pomagać mu podjąć właściwe decyzje. Jest najważniejsza, zaraz po przywódcy.
Cały czas idąc za Cloud'em rozglądałam się dookoła. Tereny, po których się przemieszczaliśmy były naprawdę niczego sobie. Po chwili ciszy zboczyłam trochę w bok, żeby móc zrównać się z wilkiem. Idąca z tyłu wadera nie budziła we mnie zbyt pozytywnych odczuć, tak jakby od początku było między nami niewyjaśnione napięcie. Do tego jeszcze od czasu do czasu słyszałam jak cicho mówi do siebie. Dziwna.
-Ilu członków liczy twoja wataha? - spytałam, wciąż patrząc przed siebie.
-No... licząc was, czyli przyszłe członkinie - dostrzegłam kątem oka, że rzucił mi lekki uśmiech - to dokładnie... trzech członków.
-Czyli oprócz mnie i tej tam - machnęłam łbem do tyłu - Jesteś tylko ty?
To w sumie jak dla mnie było okay. Zawsze trudniej jest wpasować się w tłum, który już się zna i trzyma razem.
-Właśnie - odparł wesołym tonem, co nie wiedzieć czemu mnie rozśmieszyło. Parsknęłam krótkim śmiechem - Co powiecie na to, żeby upolować coś większego na uczczenie pierwszych członkiń watahy Valley of the Sun and Moon? - dodał z szerokim bananem na pysku. Inaczej nie dało się tego nazwać. Zatrzymałam się w pół kroku, na szczęście wadera za mną zrobiła to w tym samym momencie, bo inaczej na pewno byśmy na siebie wpadły. Wymieniłyśmy spojrzenia. Może nie darzyłyśmy się sympatią od pierwszego wejrzenia, ale obie byłyśmy zaskoczone. Przez dłuższy czas wszyscy mierzyliśmy się wzrokiem. Moje spojrzenie przeskakiwało z Cloud'a na nieznajomą i na odwrót.
-Dobra - rzuciłam w końcu, przyglądając się badawczo wilczycy. Chciałam zobaczyć jej reakcję. Kątem oka zauważyłam, że oczy basiora również spoczęły na niej.
***
(Od Sode No Shirayuki)
(Od Sode No Shirayuki)
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie zawzięcie. Szczerze mówiąc nie byłam pewna co do tego, co dalej zrobić. Dawno temu, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dołączę do żadnej watahy. Zbyt wiele przez nie wycierpiałam. Postanowiłam żyć w samotności bez względu na wszystko, ale... tereny krainy Paraiso były naprawdę piękne. Znajdowało się tu coś, co nie pozwalało mi tak po prostu odwrócić się i odejść. Coś kojącego, coś czego od dawna mi brakowało. Mimo to... nie tak łatwo zrezygnować ze swojego postanowienia i zapomnieć o bolesnej przeszłości. Spojrzałam na Cloud'a i Livię. Czekali na moją decyzję. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w waderę. Od początku istniał między nami niewidoczny mur. I dobrze, nie potrzebuję innych. Westchnęłam i odezwałam się chłodno:
- Dobra, niech będzie. Ale pamiętaj, że jeszcze się nie zgodziłam. Nie mówię, że na pewno tu zostanę. Zawsze starałam się unikać takich miejsc jak watahy... - ugryzłam się w język. Nie wiem po co im to powiedziałam. Livia wciąż bacznie mnie obserwowała. Nie ufała mi, a ja jej. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Cloud był za to w siódmym niebie, zupełnie jakby usłyszał tylko pierwsze trzy słowa.
- Tak więc chodźmy! Znam wręcz idealne miejsce na wspólne polowanie. - mimowolnie, wzdrygnęłam się na słowo "wspólne" - Tylko... - basior przekręcił łeb i spojrzał mi znów w oczy - wciąż nie znamy twojego imienia. - powiedział z uśmiechem na pysku. Wpatrywałam się w te szare oczy przez kilka sekund, po czym odparłam krótko:
- Sode No Shirayuki.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz