środa, 30 grudnia 2015

OD Livii C.D. Rastan'a

Rastan zmarszczył brwi i przyglądał mi się chwilę.
-Czy jak się zgodzę przestaniesz to robić? - powiedział sarkastycznie.
-Tak - odparłam ze słodkim uśmiechem na pysku.
-W takim razie się zgadzam.
Wyprostowałam się i wyszczerzyłam zęby. Yes! Znowu przeszłam obok basiora i, machając ogonem raz czy dwa, ruszyłam tunelem. Zaraz jednak zwolniłam tempa, bo ciemność była nieprzenikniona. Nie widziałam nawet własnych łap.
-Rastan? - rzuciłam w przestrzeń, chcąc się upewnić, że za mną idzie.
-Co? - usłyszałam za sobą, co pozwoliło mi się całkiem zrelaksować.
Nie bałam się, bardziej ekscytowałam tym, co możemy odkryć na końcu dziwnego tunelu. Był dziwny zdecydowanie, no bo w końcu, z tego co wiem, ludzie nie miewają w swoich piwnicach kamiennych korytarzy prowadzących donikąd. I to w dodatku używanych przez wilki! To tajemnicze przejście intrygowało mnie coraz bardziej, w miarę jak przemierzaliśmy coraz większą odległość, a końca nie było widać. Podłoga cały czas biegła równo, nie wznosząc się ani nie obniżając. Już chciałam zrezygnowany powiedzieć Rastanowi, że to nie ma sensu, kiedy nagle betonowe podłoże zastąpiła goła skała. Zaskoczona wydałam cichy okrzyk. Popatrzyłam za siebie, ale nie dostrzegłam mojego towarzysza we wszechobecnej ciemności.
-Chodźmy szybciej - szepnęłam, bo jakoś nagle bałam się mówić głośniej.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł - przemówił głos rozsądku w postaci Rastana za moimi plecami - Nic nie widać.
-Nie pękaj - rzuciłam i przeszłam do ostrożnego truchtu.
Przyspieszyłam jeszcze trochę, kiedy wreszcie dostrzegłam światełko. Jak się okazało po zrobieniu kilku susów, dochodziło ono dosłownie z dziury w ścianie. Kiedy podeszłam bliżej, zorientowałam się, że to księżyc. Wow, ten tunel był naprawdę długi... Korzystając z faktu, że blask oświetlał niewielką jaskinię, w której się znaleźliśmy, rozejrzałam się dookoła. Ściany były niemal gładkie, jakby wygładzone przez wodę... albo magię. Wody tu nie było, komora wydawała się być całkiem sucha.
-To miejsce wygląda, jakby zostało stworzone przez Wilki Ziemi - powiedziałam, zwracając się do Rastana.
Basior spojrzał w skupieniu na niedużą jaskinię, po czym przytaknął.
-Mogło tak być. Ale po co?
-Przekonajmy się - odparłam, kierując się w stronę dziury i wielkiej tarczy księżyca. Niedawno była pełnia. Wystawiłam głowę przez otwór, jednak dalej nie mogłam się przecisnąć. Wyjście wyglądało, jakby zostało częściowo przysypane. Wypuściłam powietrze przez zęby, wycofując się z otworu.
-Mogę? - kły basiora błysnęły, odbijając blask księżyca.
Machnęłam łapą w kierunku dziury. Wilk stanął przed wąskim otworem, który po chwili był na tyle duży, że można nim było bez przeszkód wyjść na zewnątrz. Nadeszła chwila prawdy - tajemniczy tunel prowadził do... zbocza góry. Staliśmy niemal na szczycie, patrząc na niesamowity widok, jaki przedstawiały rozległe tereny watahy nocą. Mój wzrok zatrzymał się na upiornie wyglądającym w blasku księżyca Zamku Similiona. Kilka minut żadne z nas się nie odzywało, a ja poświęciłam ten czas na rozmyślanie, do czego mógł służyć ten korytarz.
-Może wilki używały go jako skrótu lub swojego rodzaju drogi ewakuacyjnej z miasteczka..? - nie zauważyłam, że wypowiedziałam na głos swoje myśli, dopóki Rastan mi  nie odpowiedział:
-...

Rastan? 
Tak jakoś dostałam weny ^^

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Rastan`a- CD. Livii

Co prawda, pomysł był niezły. Nawet w znalezieniu świeczki nie byłoby żadnego problemu, bardziej z jej zapaleniem. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić naszych łap trzymających zapałki czy zapalniczkę. Jeśli któreś z nich znajdziemy.
Szczerze mówiąc, niezbyt chciało mi się wracać. Na samą myśl o kurzu i wilgoci, który znajdował się na powierzchni aż sierść stawała dęba. Łapy miałem nadal mokre od deszczu i ubrudzone od błota, które zrobiło się z powodu ulewy. Jednak nic nie wskazywało na zmianę zdania Livii.
Przydałby się w tej chwili wilk żywiołu ognia. Co prawda zarozumiały i dumny, lecz przynajmniej mógłby oświetlić nam drogę. Pewnie by miał przy tym problem. Znałem jednego wilka ognia. Nazywał się Dorme i niezbyt za nim przepadałem.
-A może zaryzykować i iść dalej?- zastanawiałem się głośno.
Livia popatrzyła na mnie jakby lekko zdziwiona.
-Nie wierzę. Ty i ryzyko?- na jej pysku malowało się rozbawienie, które starała się ukryć.
Posłałem jej stanowcze, świdrujące spojrzenie. Odchrząknęła, odwracając głowę. Nie dużo widziałem, więc nie widziałem dokładnie co zrobiła. Te ciemności nawet mnie, wilka żywiołu ziemi, przytłaczały.
-Skoro chcesz zaryzykować...- usłyszałem obok siebie głos mojej towarzyszki.
-Może chodźmy na tą górę, znaleźć coś co pozwoli nam oświetlić drogę- burknąłem i cofnąłem się parę kroków.
-Ej... już się wycofujesz?- spojrzała na mnie lekko oburzona- No przepraszam, już nie będę się wyśmiewała- podbiegła do mnie, zastawiając mi drogę.
Spojrzałem na nią i uniosłem jedną brew. Tak jakby wszystkie złośliwości uciekły z jej duszy i zostało tylko błagalne spojrzenie by iść dalej, ryzykując.
-Nigdy nie ustępuję i trzymam na swoim- pomimo tego, zamierzałem poszukać czegoś do oświetlenia, jednak w pewnym momencie zostałem zatrzymany, pociągnięciem z sierść w okolicach szyi. Skierowałem oczy na pysk Livii.
-Ale temu spojrzeniu się nie oprzesz- położyła się na ziemi, głowę oparła o przednie, wysunięte łapy i zamrugała.
Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy, patrząc na waderę.

Livia?

sobota, 26 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Wiem, że spóźnione, ale niestety sprzęt znajdujący się tam gdzie przebywałam na Boże Narodzenie postanowił mnie jeszcze bardziej nienawidzić niż mój własny. A więc... życzę Wam jak najmilej spędzonej Gwiazdki, dużo prezentów, szczęścia, radości, pomyślności, zdrowia(i tego co się zazwyczaj życzy x3), dużo weny na opowiadania i abyście spełnili wszystkie swoje marzenia. A blogu życzę jak najdłuższego trwania :3 Wesołych Świąt!

Nie mogłam znaleźć odpowiedniego obrazka na święta, który chociaż trochę nawiązywał by z tematem naszego bloga to macie lisa, który dla mnie od teraz jest mini wilkiem w czapeczce ^^.

środa, 23 grudnia 2015

Od Livii C.D. Rastan'a

Wstałam, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. W przeciwieństwie do górnych pięter kamienicy, piwnica była o dziwo w miarę sucha. Brudna, zakurzona i ciemna, ale sucha. Zadrżałam, bo mimo wszystko również zimna. Chłód bijący od kamiennej podłogi sprawiał, że po grzbiecie przebiegały mi lekkie ciarki. Przynajmniej się nie załamie - pomyślałam z przekąsem, dla świętej pewności "tupiąc" o nią łapą. Zadowolona, iż nie wylądowałam jeszcze niżej, przypomniałam sobie o pytaniu Rastana.
-Nic mi nie jest - stwierdziłam.
Podskoczyłam, słysząc nagły huk tuż obok siebie, przy okazji obijając sobie boleśnie łeb o nisko zawieszony sufit. Z niedowierzaniem popatrzyłam na długą deskę, fragment podłogi, który opierał się o brzeg dziury przy wilku. Basior jak gdyby nigdy nic zszedł po niej na "mój" poziom.
-To dobrze - powiedział jakoś tak bez większych emocji.
Zaczął przyglądać się ścianom, w większości tonącym w półmroku. Po chwili dosłownego zawieszenia, kiedy to kontemplowałam sens jego zachowania, bez zbędnych słów zaczęłam wdrapywać się po tej felernej desce. Mniej więcej w połowie mojej drogi ku wolności Rastan  wreszcie raczył zwrócić na mnie uwagę.
-Gdzie idziesz? - zawołał.
Obróciłam łeb w jego kierunku.
-Mam zamiar wrócić do watahy - odpowiedziałam z lekką kpiną. To chyba było oczywiste.
Basior, zamiast podążyć za mną, nadal stał w tym samym miejscu z utkwionym we mnie spojrzeniem. Uniosłam brew.
-Nie chciałabyś sprawdzić dokąd prowadzi ten tunel? - uniósł lekko kąciki pyska.
-Jakim tunelu?
-Tym - wilk wykonał szybki ruch łbem w stronę ściany po prawej, jednak z mojego punktu widzenia mogłam dostrzec jedynie ciemność. Wrodzona ciekawość wygrała, z cichym westchnieniem zeszłam z powrotem na dół, po czym stanęłam obok Rastana. Rzeczywiście, w półmroku naprzeciwko dało się wyróżnić jeszcze czarniejszy prostokąt. Jak to brzmi. Spojrzałam na basiora, który zdawał się obserwować moją reakcję, a teraz tylko machnął łbem w kierunku otworu. Dosyć niepewnie ruszyłam w ciemność, ale zatrzymałam się już po paru krokach. Wciągnęłam głęboko powietrze, a do moich nozdrzy dotarł zapach kurzu i... otworzyłam szeroko oczy.
-Obcy - rzuciłam w przestrzeń.
Rastan również zaniepokojony zaczął wąchać otoczenia, po chwili jednak ledwo słyszalnie odetchnął. Prawdopodobnie gdybym w tamtej chwili nie nasłuchiwała, w ogóle bym tego nie zarejestrowała.
-To stary trop - powiedział spokojnie - Ledwo wyczuwalny.
Po kilku sekundach namysłu oraz upewnieniu się w praktyce, przyznałam mu rację. A już nawet zaczynałam się ekscytować możliwością zwerbowania kogoś do watahy.
-Widocznie tunel już wcześniej był używany przez wilki - dodałam - I to widocznie nie raz, skoro zapach jeszcze się utrzymuje, chociaż faktycznie jest słaby. Mimo to nie ma żadnych śladów.
Kamienną podłogę korytarza pokrywała gruba warstwa kurzu, zmącona tylko przez odciski łap, które sami na niej zostawiliśmy. Basior skinął łbem.
-Nie mamy jak dalej iść - dopowiedział - Nic nie widać, musielibyśmy znaleźć coś, co świeci.
Zawiesiłam wzrok na czarnej pustce przed nami.
-Jesteśmy w ludzkim miasteczku. Opuszczonym, ale wciąż ludzkim. Na pewno coś znajdziemy - powiedziałam z przekonaniem.


Rastan?

wtorek, 22 grudnia 2015

Od Rastan`a- CD. Livii

Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem, cicho prychając pod nosem i kręcąc oczami. Gdyby tylko mogła siebie zobaczyć. Odepchnęło by ją od lustra. Czarne pióra, które miała przyczepione do karku opadły bezwładnie zmoczone, a dotychczas puszysty ogon wyglądał jak gałęzie drzewa.
Otrzepałem się z zalegających kropel deszczu. Energicznym ruchem głowy zgarnąłem też grzywkę, wchodzącą mi w oczy na bok. Ruszyłem za waderą, która powolnym krokiem wgłębiała się w wnętrze domu.
Było tu dosyć ciemno. Głównie przez to, że żaden promień słoneczny nie dochodził do środka. Ściany obdarte z tapet, gdzieniegdzie zabarwione na czarno z powodu wilgoci, podłoga cała mokra od wody, która ściekała z dziurawego dachu. Skrzypiące deski uginały się pod każdym naszym krokiem, jakby ostrzegając, że jeszcze chwila i się złamią pod naszym ciężarem. Rozwalone meble, co prawda nie było ich dużo, lecz dostrzegłem kilka krzeseł, mały stolik, fotel z porozrywanym futerałem i szafki powieszone na ścianach. Czuć było smród wilgoci, który drapał w nos a co dopiero w gardło. Wokół było pełno kurzu.
Zmrużyłem oczy. Po przodkach odziedziczyłem zdolność silniejszego widzenia w ciemnościach, lecz tu i tak miałem rozmyte niektóre rzeczy. Może z powodu deszczu, który bezlitośnie był w oczy.
-Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy lub tam gdzie nie jesteś pewien- odparłem po chwili, słysząc jak echo roznosi się po mieszkaniu.
-Ja tam jestem ciekawa- po chwili odpowiedział mi głos mojej towarzyszki.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- burknąłem pod nosem.
-A ty zawsze taki przezorny?- wadera jakby znikąd pojawiła mi się przed pyskiem, wpatrując się swoimi ogromnymi oczami prosto w moje.
Odwróciłem głowę w stronę wyjścia, spuszczając ją trochę w dół.
-Nauczono mnie, żeby nie pchać się gdzieś bez powodu- odparłem obojętnie, mijając Livię.
-Ale teraz mamy powód- śmiałym krokiem dogoniła mnie i po chwili wyprzedziła.
Spojrzałem na nią pytająco, z kwaśną miną, zatrzymując się na chwilę. Gdy tylko miałem zrobić krok w przód usłyszałem wielki huk i masę kurzu, unoszącą się do góry. Straciłem Livię z oczu i z poważną miną, ruszyłem w chmurę pyłu. Przez chwilę nic nie było widać, dopiero po chwili zobaczyłem przed sobą ogromną dziurę, w której leżała wadera.
Odkaszlnąłem i zadławionym głosem krzyknąłem by się upewnić czy nic się jej nie stało.
-Wszystko w porządku?
Livia również kaszlnęła parę razy, rozglądając się dookoła i wyciągając przednie łapy przed siebie. Dopiero po jakimś czasie spojrzała w górę i się odezwała.
-Pod spodem jest piwnica i chyba... chyba podłoga nie wytrzymała- jęknęła.
-A mówiłem- pokręciłem głową, obliczając ile metrów jest ode mnie do dołu- Musimy cię stąd wyciągnąć... Nic sobie nie zrobiłaś?- zapytałem, sprawdzając łapą resztę belek dookoła, czy oby na pewno są stabilne.

Livia?
Sorki, że tak długo.

piątek, 4 grudnia 2015

Od Livii C.D. Rastan'a

Jeszcze chwilę wbijałam wzrok w grzbiet oddalającego się powoli basiora, jednak do dalszego poruszania się przekonały mnie krople skapujące z mojego futra. Przyspieszyłam i dogoniłam Rastana w kilku susach, po czym przeszłam w miarowy trucht. Mimo, że czułam chłodny wiatr pod sierścią, dobiegający zewsząd równostajny szum deszczu mnie odprężał. Nawet to, iż byłam mokra nie wydawało się już takie ważne.
-Jest - usłyszałam głos wilka i również zobaczyłam pierwsze budynki na obrzeżach Opuszczonego Miasta. Nie zatrzymywałam się, tylko biegłam dalej po, już znajomym, terenie. Przebiegłam przez mały mostek z rzeźbioną kamienną poręczą. Poczułam pod łapami mokrą kostkę brukową, nadgryzioną przez nieubłagany czas, ale wciąż w dobrym stanie. W miarę, jak zagłębiałam się w miasto, ulice robiły się coraz węższe, a budynki bardziej ściśnięte. Z pochyłych dachów skapywały non stop krople deszczu, wydając głuche odgłosy. Wystawiłam język i połknęłam jedną z nich. Miała miedziany posmak. Rastan przypatrywał mi się z dziwnym wyrazem pyska, więc czym prędzej ruszyłam dalej, podnosząc dumnie ogon. W pewnym momencie labirynt uliczek się skończył, doprowadzając nas na niewielki ryneczek w centrum miasteczka. Odchodziły z niego cztery ulice, jedna przy każdym z boków placu, wciskające się między stare kamienice. Podeszłam do jednej z nich i weszłam po kilku schodkach. Stanęłam przed frontowymi drzwiami budynku, mimo wpływu czasu wyglądającymi solidnie. Cofnęłam się parę kroków, po czym skoczyłam. Drzwi okazały się być jednak mniej solidne, niż wyglądały, dlatego z hukiem wleciałam do środka. Metalowa klamka zostawiła wgłębienie w miejscu, w którym uderzyła w ścianę. Na szczęście nie potłukłam się za bardzo, wylądowałam na lekko nadgniłym dywanie, teraz w dodatku mokrym. Już i tak nie może być z nim gorzej - pomyślałam, patrząc na sfatygowaną wykładzinę i otrzepałam się z deszczu. Omiotłam spojrzeniem wnętrze budynku. Zadowolona z wyników obserwacji, stanęłam w progu, wypatrując Rastana. Przyglądał się kamienicom po przeciwnej stronie placu. Zawołałam go.
-Wie... - zaczęłam, kiedy wszedł do środka, ale w dokończeniu zdania przerwał mi napad niekontrolowanego śmiechu, po spoglądnięciu na wilka. Mokra grzywka basiora opadła i przykleiła się do jego pyska. Woda cienką, aczkolwiek ciągłą strużką leciała na dywan, tworząc ciemną plamę. Widok Rastana wyglądającego jak zmokła kura wart był tego spaceru w deszczu, a nawet przemoknięcia do suchej sierści.
-Nie wyglądasz lepiej - prychnął, jednak głupawka mnie nie opuszczała. No bo.. no.... no..
-Ja zawsze wyglądam lepiej - rzuciłam, starając się już na niego nie patrzeć, żeby znowu nie wybuchnąć śmiechem. Ruszyłam wgłąb domu.


Rastan?